Prof. dr hab. Ryszard Koziołek wybrany został wczoraj na Rektora Uniwersytetu Śląskiego na kadencję 2024-2028. To już jego kolejna kadencja na tym czołowym stanowisku śląskiej uczelni.

Profesor jest uznanym literaturoznawcą, historykiem literatury i eseistą, a także cenionym nauczycielem akademickim. Ryszard Koziołek urodził się w 1966 roku w Bielsku-Białej, natomiast wychowywał się w Jaworzu.

W 1991 roku ukończył filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracę doktorską obronił na Wydziale Filologicznym UŚ w 1997 roku, natomiast habilitację w 2010 roku. Do jego zainteresowań naukowych należą m.in.: historia literatury pozytywizmu i modernizmu, historia i teoria powieści, antropologia narracji, związki literatury i filmu. Jest autorem książek o twórczości Teodora Parnickiego i Henryka Sienkiewicza (jest jednym z najwybitniejszych znawców twórczości autora Trylogii). W 2012 został prorektorem UŚ ds. kształcenia i studentów, a w tym samym roku mianowany profesorem UŚ. W 2016 roku otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych.

W 2010 roku otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii eseistyki za książkę „Ciała Sienkiewicza”, a w 2017 roku Nagrodę im. Kazimierza Wyki za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eseistyki oraz krytyki literackiej i artystycznej. W latach 2012–2014 był członkiem jury, a w 2015 roku przewodniczącym Nagrody Literackiej „Nike”. Prowadzi cykl „Między książkami” w paśmie „Poranna Manna w radiu Nowy Świat (we współpracy z Wojciechem Mannem) w każdy piątek o godz. 7:45.

Wspominając swoje dzieciństwo spędzone w Jaworzu, na łamach Tygodnika Powszechnego pisał m.in.:


Przeżywając życie, ocierałem się o fragment powierzchni Ziemi niewiele przekraczający 30 kilometrów kwadratowych – część terytorium dwóch wsi: Jasienica i Jaworze, na styku których stał mój dom. Nieostre granice wyznaczały trzy wzniesienia: od południa Ruska Góra (nazwa wzięła się od radzieckiego posterunku w czasie inwazji na Czechosłowację w 1968 r.), od wschodu Młyńska Kępa, od północy Goruszka. Od zachodu nie było góry, a niewidzialną linię, której się nie przekraczało bez wyraźnej potrzeby, kreślił Szeroki Potok i droga do Strumienia, przy której stała szkoła.

Dlaczego tak? Nie wiem. Człowiek wytycza granice łatwo i chętnie, według najbardziej absurdalnych kryteriów. Kiedy byłem dzieckiem, większość zabaw odbywała się między czterema niskimi blokami, w których mieszkali pracownicy Fabryki Mebli Giętych. Jeden z tych bloków został wzniesiony nieco później niż pozostałe. Z tego powodu wszystkie mecze, „wojny” i gry zespołowe odbywały się wedle zasady: „stare bloki” na „nowy”. Koledzy ze szkoły i podwórka stawali się wtedy „przeciwnikami”, a nawet „wrogami”. Było to tak naturalne, że nikt z nas się temu nie dziwił. […] W naturalny zatem sposób nie zapuszczałem się poza granice „mojego” terytorium, chyba że z rodzicami lub nauczycielami. Tam był „świat”, tu był dom i moja „dziedzina”, która dziecku wydaje się ogromna.

[...] Potok przepływał tuż za blokami i oddzielał je od fabryki, która hojnie dzieliła się z nim swoim chemicznym świństwem. Dzięki googlom dowiedziałem się, że strumyk nazywa się Pelchrim, ale nikt go tak nie nazywał. Szło się „do potoka”, co oznaczało pójście do lasu, który porastał jego brzegi. Ścieżka biegła skarpą, a potem, tam gdzie drzew było więcej, meandrowała między nimi na pofałdowanym terenie, pełnym rozpadlin i kopulastych, pozbawionych trawy wzniesień. Najdziwniejszy był jednak strumień, w którym woda była ciemna, prawie stojąca i nigdy nie zauważyłem w niej żywych stworzeń.


Wykorzystano fragmenty tekstu: R. Koziołek, Przy kałuży, [w:] „Tygodnik Powszechny”, nr 31, 2019.

Fot. Julia Agnieszka Szymala / us.edu.pl.